Sobota
18.08.2007
nr 230 (0748 )
ISSN 1734-6827

Hyde Park Corner



Temat: Sierpniowa impresja  (NOWY TEMAT)

Autor: Vulpes silvestris  godzina: 00:21
Sierpniowa impresja Bieliszów, mała zagubiona wśród lasów i pól wioseczka w powiecie górowskim. Niedzielny sierpniowy poranek. Jeszcze ciemno. Samochód zostawiam pod lasem. Idę na nową ambonę, postawioną niedaleko wału Odry. Na ramieniu oprócz sztucera, kupiony przed miesiącem bok. Nadal ciemno, ale już czekam, lornetując ciekawie. Teren okazuje się znany i jednocześnie w jakiś sposób widziany na nowo. Od strony rzeki rozlega się tęskny krzyk żurawi. Raz, drugi trzeci. Wsłuchuję się, gdyż od dziecka klangor wywierał na mnie jakieś magiczne, nieomalże mistyczne wrażenie. Gdy nieco przejaśniło się, na biegnącej pod górę łące, pod lasem czarna, jakby ostro wycięta sylwetka. Dzik. Wraca na dzienne leże z wielkiego łanu kukurydzy, który rozciąga się przede mną. Zaskoczony łapię go w lunetę, lecz przelatek żwawo rusza w gąszcz. Nim krzyż znalazł się tam, gdzie powinien, czarnucha już nie było. –Dobrze jest-pomyśłałem, niestrzelany będziesz wracał tak i jutro. Na lewo w wysokich trawach rudy cień. Wabię kniazieniem. Lis zatrzymuje się, lecz tylko na chwilę. „Czy instrument niestrojny czy się muzyk myli…?” Po chwili lisiura znika w drągowinie. Co może tam być ciekawszego od śniadania z szaraka? Po około kwadransie ten sam lis. Jednak wrócił . Tym razem myszka, ale delikatnie, dość cicho... Podjął i sznuruje w stronę ambony. Nagle odwrót. Wiatr mam w twarz od niego, więc co u licha? I zwowu pakuje się w tę drągowinę. Wabię i wabię, jakby stado myszy harcowało w stogu niewymłóconego zboża. Lis zawraca, przybliża się, lecz nadal jest daleko. Sztucer rozwiązałby sprawę, ale mam ogromną ochotę na wypróbowanie dwunastki. Ostatecznie lisiura podumała, podumała i do… oczywiście, do drągowiny. Siedzę sobie, w pszenicy pasę regularnego, podręcznikowego szóstaka. Wzrok błądzi wzdłuż ściany kukurydzy… Wtem całkiem niespodziewanie wśród traw wysuwa się chytra lisia morda. Spojrzenie na ambonę. Czekamy. Lisek zakręcił się raz, drugi. Niedaleko, coś z 40 metrów. Za chwilę wskoczy w kukurydzę i tyle będę go widział. Powoli jednak i ostrożnie sięgam po stojący w rogu ambony bok. Jeszcze z niego nie strzelałem. A jak nie strzeli? Palec na spust. Bach. Leży. Patrzę na zegarek –dokładnie szósta zero zero. Od strony Odry niesie się klangor. Ptaki krzyczą namiętnie. Ich hejnał jakby fanfara, obwieszcza mi udaną zasiadkę. Gdy po około godzinie schodzę z nowej ambony, majestatycznie przelatują nad nią trzy żurawie. Vulpes silvestris

Autor: Magnum43  godzina: 22:15
Podoba mi się prosto a jednocześnie bardzo obrazowo :) Przyjemnie się czyta. Pozdrawiam no i gratuluję rudzielca :)

Autor: Vulpes silvestris  godzina: 23:58
Dzięki!