Piątek
26.10.2012
nr 300 (2644 )
ISSN 1734-6827

Psy myśliwskie



Temat: Nie zrozumiałem psa  (NOWY TEMAT)

Autor: Kukuruźnik_13  godzina: 23:36
Koledzy, piszę na gorąco. 2 godziny nazad strzelałem do pojedynka na przekoszonej kukurydzy. Strzał do blatu na 60 kroków. Komora. Dzik ostro ruszył z miejsca i poszedł w łan. Wróciłem do samochodu, wlałem sobie gorącej herbaty i powoli ostudziłem się z emocji. Po mniej więcej 20 minutach, zabrałem z transportera psa - doświadczony, 7 letni quasi-spaniel. Założyłem obrożę z dzwonkami (nie oszczekuje trupa) i podprowadziłem na zestrzał. Tam farby jak z wiadra. Oprócz, znalazłem porozrzucane strzępy płuc. W świetle latarki widziałem, że dzik dobrze "wylewał". Przed spuszczeniem psiaka pozwoliłem nawąchać zestrzał. I tu przykra sprawa. Ten chodził wszędzie tylko nie po farbie. Jakby nie istniała. Ruszyłem po tropie. Widzę, że łodygi pomalowane są coraz mocniej. Farba bryzgała "na chłopa". Zawołałem, wrócił, powęszył i dalej - jazda udawać, że szuka. W ten sposób motał się ok pół godziny. Aż - jakoś - mocno zachęcany do pracy odnalazł martwego dzika po blisko 150 m ucieczce. Pies, który robił na postrzałkach od 1 roku życia, nagle odmówił mi współpracy. Co mogło się stać? W styczniu przeszedł kastrację. Wet zapewniał, że nie będzie to miało wpływu na pasję łowiecką. Rozumiem, że przy braku farby mógłby pomarkować i odpuścić. Ale po takiej fontannie mój 5 letni syn znalazłby od razu. Dzik podniesiony, ale jakoś tak nie miło. "Tego nawet pierścień nie przewidział..." :/ Proszę o podpowiedź, co zawiodło! Darz Bór