Marek Zalewski
Gospodarka łowiecka a sprzeczność interesów

Jest rzeczą oczywistą i bezdyskusyjną, że leśnik -
gospodarz musi dbać o zachowanie produkcyjnych i pozaprodukcyjnych funkcji
lasu, trwałości użytkowania i zwiększenia jego biologicznej odporności.
Gospodarka łowiecka musi być z kolei zgodna z celami i zasadami
zróżnicowanej roli lasów określonymi w Ustawie o lasach.
Jest to możliwe m.in. wtedy, gdy liczebność jeleniowatych
będzie utrzymana na poziomie zgodnym z możliwościami wyżywieniowymi
łowisk. W celu zapobiegania nadmiernym szkodom w lasach najczęściej
stosuje się metodę najprostszą i najszybszą, jaką jest redukcja sprawców
tych szkód.
Nie jest to jednak najlepsze rozwiązanie, choć często
konieczne. Istnieje bowiem możliwość wzbogacenia naturalnej bazy
pokarmowej przez właściwe zagospodarowanie obwodów leśnych. Wymaga to
ścisłej współpracy leśników i myśliwych. No właśnie, nie jest to proste
skoro każdej z tych grup zależy, w pewnym sensie, na czymś innym. Leśnicy
chcą mieć las, myśliwi - jak najwięcej zwierzyny. W relacji las -
zwierzyna na pierwszy plan wysuwa się problem szkód. Wydaje się, że żaden
leśnik nie powinien pozwolić sobie na to, aby 70% nakładów na ochronę lasu
przeznaczyć tylko na zabezpieczanie upraw przed zwierzyną. Okazuje się
jednak, że w skali RDLP w Szczecinku za rok 1999 (za 1998 zresztą bardzo
podobnie) na 10 mln złotych w ochronie lasu aż 7 mln złotych (70 mld
starych złotych) pochłonęła ochrona przed zwierzyną. To wystarczająco
przekonujący powód, w warunkach gospodarki rynkowej, na to, aby służba
leśna dążyła do stopniowego eliminowania sprawców tego stanu rzeczy i
szukała optymalnych rozwiązań.
A co na to myśliwi? Odpowiadają zgodnym chórem, że Wam
(leśnikom) jeśli nie udaje się czasem "wyprowadzić uprawy" to nie wina
zwierzyny tylko: złego przygotowania powierzchni pod odnowienia, słabego
materiału sadzeniowego, nieprawidłowej techniki sadzenia, chorób i
szkodników owadzich, przyczyn abiotycznych takich jak np. susze, wiatry.
Trzeba uderzyć się w piersi i powiedzieć, że to też czasami
prawda. Ale gdy prowadzi się myśliwych na wydeptane i kompletnie zgryzione
uprawy pytając: co Wy na to? odpowiadają cichym westchnieniem. Kiedy
porównuje się dwie uprawy zakładane w tym samym roku, z których jedna jest
ogrodzona kosztownym płotem a druga, obok, bez zabezpieczenia, jest o 2 m
niższa i karłowata na pytanie dlaczego - odpowiedzią jest milczenie. Jak
wreszcie czuć się ma leśnik gdy udana uprawa, zabezpieczana przez wiele
lat, wchodząc wreszcie w fazę młodnika, zostaje pewnego przedwiośnia
całkowicie spałowana? Wie on przecież, że owa uprawa będzie rosła dalej,
ale przez następne 100 lat wytworzy w efekcie nie cenne asortymenty
a tylko opał, który (nikogo nie obrażając) niekoniecznie leśnik a nawet
zdun wyhodować potrafi.
Wychodząc naprzeciw "stronom" powiedzmy zatem o sposobach
uregulowania zaistniałej sytuacji i możliwościach osiągnięcia kompromisu,
aby wykorzystać posiadaną w tym zakresie wiedzę. A więc, przede wszystkim,
właściwe planowanie łowieckie, w którym skoncentrujmy się na pozyskaniu
zwierzyny. Ogólnie rzecz ujmując jest ono zależne od: oceny liczebności,
struktury wiekowej i płciowej, poziomu szkód w lasach, założonego celu
hodowlanego wynikającego z wieloletnich planów.
W latach siedemdziesiątych poziom pozyskania był bardzo
wyrównany, mniejszy od obowiązującej normy o ca 30% stanu ilościowego.
Wynikało to głównie z permanentnie nie wykonywanych planów odstrzału. W
rezultacie stan zwierzyny zaczął wzrastać gwałtownie, natomiast pozyskanie
wzrastało w zbyt wolnym tempie. Dopiero w połowie lat osiemdziesiątych
osiągnęło ono poziom ok. 50% stanu inwentaryzacyjnego. Powinno było to
zahamować dalszy wzrost pogłowia, gdyż jest to poziom pozyskania o
wyraźnie redukcyjnym charakterze. Tak się jednak nie stało, wręcz
przeciwnie, w następnych latach nastąpił wzrost liczebny i to bardzo
silny. Świadczy to o tym, że faktyczna liczebność krajowej populacji
jelenia prawdopodobnie była znacznie większa niż dane inwentaryzacyjne. No
tak, wskazujemy sprzeczności interesów. Inwentaryzacja, jako fundamentalna
zasada planowania, jest kolejną "kością niezgody". Myśliwi są
zainteresowani niższą ilością zwierzyny, gdyż w przypadku niewykonania
planów będą płacić. Leśnicy - wręcz przeciwnie. Przecież każda inspekcja
wytknie im natychmiast, że hodują zwierzynę aby niszczyła las, za który
odpowiadają, a więc pragną wykazać ilość wyższą. Oczywiście, gdyby
skrajnie podejść do tematu i wykazać jak najmniej zwierzyny, plany jej
pozyskania byłyby również tylko symboliczne i w krótkim czasie
doprowadziłyby do bankructwa Kół, a na tym naprawdę nikomu nie zależy. To
Koła od czerwca 1973 r. stały się dzierżawcami odpowiedzialnymi za
prawidłową gospodarkę łowiecką w obwodach i taki stan wydaje się
najwłaściwszy na dzień dzisiejszy.
W obronie postępowania leśników przytoczę kilka liczb. Jeleni
w kraju mamy obecnie ok. 100 tysięcy osobników. Na terenie RDLP w Szczecinku
pozyskujemy do 15 tys. sztuk czyli ok. 15% krajowej populacji. Lasów
natomiast mamy w tejże Dyrekcji tylko 7,5% krajowych zasobów. Wskazuje to
jednoznacznie, że jeleń na Pomorzu nadal czuje się dobrze. Dla przykładu:
przy średniej 11-12 szt./1000 ha lasów Polski, w byłym woj. koszalińskim i
słupskim występuje aż 24 szt/1000 ha lasu. W przeliczeniu na jednostki
jelenie średnia RDLP wynosi 36 j.j./1000 ha, w tym Nadleśnictwo Bobolice
aż 54 j.j. - zdecydowanie ponad dopuszczalny poziom (dane za rok 1999). W
tej sytuacji widzimy, że presja jeleniowatych na lasy Pomorza Środkowego
jest wysoka i stan ten musi ulec zmianie, aby mogły być spełnione
hodowlane cele i zamierzenia leśników.
Od szeregu lat ukształtowała się pewna prawidłowość, wskutek
której odstrzały samców zwierzyny płowej wykonywane są w 100%, a żeńskie
osobniki najwyżej w 70%. Prowadzi to w prostej linii do zachwiania
struktury płciowej, wzmożonego przyrostu, obniżenia jakości hodowlanej
populacji i w efekcie końcowym do wzrostu szkód w lesie. Oczywiście, nie
dzieje się tak bez przyczyny, o czym wielu zapomina lub pamiętać nie chce.
Przecież: okres polowań na osobniki męskie jest obecnie dłuższy średnio o
ok. 2 miesiące, znacznie łatwiej pozyskać "oszołomionego" hormonami byka
lub rogacza w okresie godowym, myśliwi dewizowi pomagają w realizacji ww.
planu z jednoczesnym blokowaniem łowisk dla myśliwych krajowych,
potencjalnych "pozyskiwaczy" łań czy kóz, wreszcie większa atrakcyjność
trofeowej zwierzyny.
Nie można w tym miejscu nie wspomnieć o generalnym podejściu
wielu myśliwych do strzelania sarny. Pomijam fakt, że to gatunek
niedoszacowany. Wydaje się, że obecnie 500 tys. osobników w kraju jest
nadal wielkością zaniżoną a pozyskanie niewiele ponad 20% (120 tys.
szt./rok) dalekie od właściwej "eksploatacji". Chodzi o przełamanie
pewnego stereotypu "niestrzelania" do tego gatunku z uwagi na symbol
niewinnego zwierzęcia o obezwładniających, litościwych oczach. Niestety,
to właśnie ta sarna, jako lokalny, niemigrujący gatunek, potrzebujący
kilkudziesięciu roślin pobieranych w bardzo wybiórczy sposób do swojego
"menu", czyni dotkliwe straty w uprawach. A przecież musimy wiedzieć, że
tzw. "sarna drzewostanowa" prawie nigdy nie ujawniająca się na otwartych
przestrzeniach i tak stanowi żelazną rezerwę na wszelki wypadek, gdyby
myśliwi stracili sentyment do tych zwierząt.
Poświęciliśmy dużo miejsca jeleniowatym, gdyż są obecnie
najbardziej kontrowersyjną grupą zwierząt w relacji las - zwierzyna.
Jednak dzik również potrafi wzbudzać różne emocje. Dla leśników
niekwestionowany sprzymierzeniec, pomagający przy prognozo- waniu i
zwalczaniu szkodliwych owadów. Niech więc go będzie jak najwięcej.
Dla myśliwych, szczególnie gdy występuje w większych
ilościach, to główny sprawca ogromnych szkód w rolnictwie. Musi więc
występować w ograniczonej ilości.
Wzrost świadomości ekologicznej społeczeństwa spowodował, że
obecnie zwierzyna traktowana jest jako jeden z elementów złożonego
ekosystemu leśnego. Wraz ze wzrostem wymagań w stosunku do kół łowieckich,
dotyczących realizacji planów łowieckich, powinno się kontynuować proces
dostosowywania środowiska leśnego dla populacji zwierząt łownych. Koła
partycypują w kosztach ochrony przed zwierzyną w przypadku niewykonania
planu pozyskania. Jednak zamiast narzekać na rosnące czynsze i dopłaty
powinny wychodzić z inicjatywą i wręcz domagać się pracy na rzecz poprawy
warunków bytowania, a po ich zrealizowaniu korzystać z gwarantowanych
obniżek. Tak działa, ku zazdrości innych, jedno z najlepszych kół
łowieckich w Polsce - Koło "Oręż" w Koszalinie. Wszelkie działania
zmierzające do zmniejszenia szkód muszą mieć znaczenie priorytetowe.
Mimo, jak wykazaliśmy, często sprzecznych interesów, leśnicy
i myśliwi są skazani na siebie w imię realizacji celu nadrzędnego, jakim
jest dbałość o piękno przyrody. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że
przez wiele dziesięcioleci ścisła współpraca nadleśnictw i kół pozwoliła
ten cel zrealizować. Pozwala to z wielkim optymizmem patrzeć w przyszłość
i wierzyć w zachowanie i leśnych i zwierzęcych zasobów w tym pięknie.
Pomimo przytoczonych argumentów na rzecz ochrony lasu, które
wydają się być bezsporne i przemawiają przeciw zwierzynie, chciałbym
zwrócić uwagę na inny, nie mniej ważny cel tego wystąpienia. Fakt, że
jeleniowate popadły w niełaskę, nie może doprowadzić do tego, że oglądać
będziemy je w przyszłości tylko w ogrodach zoologicznych.
Narzekamy, że w lesie trudno je policzyć - to prawda, ale
prawdą jest również to, że "spotykalność" tej zwierzyny jest obecnie
o wiele mniejsza niż przed laty, natomiast moment zupełnego jej
zniknięcia, byłby z pewnością łatwiejszy do stwierdzenia. Tak, tylko czy
prosty do zaakceptowania? Przecież las bez zwierzyny to las okaleczony, to
jak świat bez kobiet. Czy tego chcemy?
Garbno, dnia 19.02.2000 r.
POWRÓT