Wtorek
14.03.2006
nr 073 (0226 )
ISSN 1734-6827

Psy myśliwskie



Temat: Buta ukarana  (NOWY TEMAT)

Autor: bary  godzina: 19:43
Tak już jest że człowiek, gdy mu się farci, wpada w samouwielbienie. I ja też nie jestem wyjątkiem. Ale los sprawiedliwie dzieli dobro i zło. Gdy przychodzi pora, kara zadufanie okrutnie. Przez kilka lat , działo się tak że do czego nie strzeliłem leżało w ogniu niezawodnie. Na palcach jednej ręki w okresie trzech, czterech lat mogłem policzyć przypadki, kiedy musiałem strzelanego zwierza szukać dalej niż 50 m od miejsca gdzie stał w chwili gdy zginałem palec. Jeśli zwierz nie przewracał się w ogniu, bez trudu dawało się znaleźć oberwaną kulą korę albo ściętą gałązkę. Widomy znak że Patron był innego zdania. Stan taki, jako że permamentny sprawił że uważałem się za super strzelca. Było nie było mam niema 100% skuteczność, a skoro tak to po co mi pies ?? Niech psy sobie maja ..partacze. Do czasu ! Dwa następujące po sobie zdarzenia, skutecznie wyleczyły mnie z buty A było to tak. W łowisku, tym za oknem, mam kilka ulubionych sektorów w tym 11-ę. Cały sektor to pas Puszczy Bukowej przylegający do chłopskich pól, graniczących z drogą i rowem melioracyjnym. Za nim rozłożyła się ziemia Edka , poważnego ziemianina. Na obrzeżu Puszczy, na całej długości wzdłuż pól, bagnisko, porośnięte trzciną i łozą. Do niego właśnie prowadzi wspomniany rów melioracyjny. Kończy się on pod sama wsią niewielkim bagienkiem. Istna dzicza autostrada a przy niej “parkingi” i “bary”z samymi frykasami. U Edka, wielki łan pszenicy, rzepaku albo buraków cukrowych, na chłopskim ,żytko, ziemniaki, pszenżyto, kapusta. Czegóż może chcieć więcej dziczy degustator. Postanowiłem sprawdzić co sie tam dzieje i przed wieczorem wybrałem się na lustracje przyszłego placu boju. Edek Kosił rzepak a na chłopskim od puszczy patrząc stało żyto i to takie że łani ledwo łyżki widać, dalej ziemniaki, ze trzy ha pszenicy a pod samą wsią trochę kapusty i czegoś tam . Wszedłem w te ziemniaki, a tam jak po wykopkach. I tu wśród mnóstwa odcisków dziczej gawiedzi pojawia się odcisk.. godzien uwagi , ojjjj godzien. Pojedynek ma ok. Stówki i pojawia sie tu regularnie. No to zapolujemy na oręzownika. Nad rowem przy samym bagnie stoi świetna ambona ale w tej sytuacji, bez sensu. Żyto miejscami wyższe ode mnie. Czarnuch, nie w ciemię bity wyjdzie prosto z trzciny w żytko i go zobaczę ale nad samym Kota ziemniaczyskiem stoi stara, rosochata olcha. Tu na niego poczekam. Wysiedziałem do 0,30. Na Kota polu pojawiły się dwie loch z przychówkiem, a na pszenicy łania z cielakiem i chyba szpicer. Mój koleżka nie przyszedł. Nic to, jutro też jest dzień. Nauczony wczorajszym doświadczeniem, na olchę wspiąłem się o 24-ej. Na polu juz były znajome lochy. Rosiadłem się wygodnie w konarach i oddałem się rozmyślaniom, kontenplująć ciepła , letnia noc i oddając się marzeniom o dziczym orężu , który lada chwila przyjdzie do mnie wprost z ciemnej puszczy. Lochy gdzieś się ulotniły i kiedy zarejestrowałem ten fakt, pojawił się.... ON. Niestety, znacznie dalej niż się go spodziewałem. Cos mu się nie spodobało, fuknął jak parowóz i tyle go widziałem. No cóż , jeszcze nie dzisiaj Twoja kolej. Miałem jednak dość czasu żeby mu się przyjrzeć, a było na co patrzeć. Machinalnie spojrzałem na zegarek, 1.40. Całe polowanie nie trwało nawet dwóch godzin. Już się dzisiaj cwaniaczek nie pojawi. Jutro spróbujemy jeszcze raz. Jestem przy stołówce kilka minut po północy. Nic na polu nie ma, ale dzisiaj mamy kiepski wiatr. Jeśli usiądę na olsze, wiatr zaniesie mój zapach wprost w gwizd odyńca gdy ten tylko wystawi tabakierę z żyta. Szczęściem mam w bagażniku stołeczek. Siadam w redlinie, jakieś 60-70m od żyta i zaczynam się mościć . W tym momencie , kątem oka rejestruje ruch po prawej stronie mojego stanowiska. Jasna cholera .. stoi. Łysy świeci jak lampa to gołym okiem go widzę. Nic nie mogę zrobić !!! Kiedy wyszedł, byłem w trakcie poprawiania ekwipunku. W jednej ręce lornetka w drugiej torba a Veronika zaczyna mi się zsuwać z kolan. Szczęściem zanim karabin spadł mi na ziemie, dzik zaczyna buchtować. Przycikam łokciem broń, powolutr\ku odkładam torbę i lornetkę. Wolniusieńko wstaje, składa się... Grot jedynki na komorę i strzał . Dzik zachwiał się , ale natychmiast zawraca i znika w życie. Słyszę jak uchodzi. Kurdee....?? daleko cos poszedł . .......CDN....

Autor: Don  godzina: 20:07
Ad bary O, cholera.... tak na siebie zaklolem No i czekammmmm...... az mi dech zapiera. Pozdrowienia

Autor: Alej.....  godzina: 20:10
noooo ... faktycznie sie zapowiada ...

Autor: krzys212  godzina: 21:27
Rozumiem, że w tej sytuacji należy odczekać:)

Autor: ŚmieJan  godzina: 21:32
Kończ Waść, bo pewnie nie tylko ja mam problem z oddychaniem....;) DB

Autor: bary  godzina: 21:32
---- CD--- Może go spudliłem?? Eeeee nie możliwe , z 80m niby spudliłem ? Sprawdzam miejsce gdzie minutę temu stał mój kabanek. Jest farba ale do świtu kilka godzin. Nie polezę jak kto głupi w żyto, dziczek nie malutki !!. Rozpali sie ognisko na “piaskowni”, upiecze kiełbaski, wypije kawke a rano zapakuje się pozyskanego odyńca i do skupu. A co . Przecież dostał a jak dostał ... to leży!!!!. tTo już tylko formalność, zeby szabliska zabielały na ładnej deseczce. Jeszcze nie wiedziałem co mnie czeka !!!!!! Jak tylko sie dobrze rozwidniło jestem gdzie być powinienem. Poranek cudny. Wzeszło słońce i zaczyna spijać obfitą rosę. Bez wysiłku znajduję zestrzał. No ślicznie . Pełno farby, łodygi pomalowane szczodrze po obu stronach tropu, Zaczynam sie już martwić jak ja dociągnę ten... gdański kredens, do drogi. Żyto jak trzcinowisko. Bez trudu odnajduje trasę postrzałka, tylko ta rosa, zaczyna mi chlupać w butach. No ale tej farby jak by mniej, co jest?? Już musze uważnie patrzeć pod nogi żeby nie zgubić tropu. W końcu zaczynam przyklękać żeby znaleźć choć by kropelkę.W końcu nie potrafie znaleźć już ani jednej. Oglądam się za siebie. Do kartofliska ma jakieś 200-250m. Spoglądam na zegarek. Dochodzi 8-a. Nie ma rady trzeba jechac po jakiegoś burka. Wpadam do domu , szybka kawka, prysznic i za telefon. No i zaczynaja sie schody. Pies Stasia Łowczego (dobry burek) ma założone szwy , do roboty sie nie nadaje. Rudy z Leszkiem moczy się na plaży w koło Kamienia. Zresztą, wszyscy inni, którzy tylko maja jakiekolwiek psy, albo na urlopach , albo Bóg raczy wiedzieć gdzie. W koncu przypominam sobie o Andzreju. Ten ma od roku burka , ponoć niezły. Andzrej jest na służbie ale bez problemu pozwala zabrać psa. Raczy mnie przy tym 10-o minutowym monologiem, opiewającym niezliczone zalety psiego profesora. Po dwóch godzinach znowu na zestrzale. Pies podejmuje trop. Ciagnie jak przeciąg....... Aż do miejsca, gdzie ja doszedłem i ani metra dalej. No to jeszcze raz, i jeszcze i jeszcze.. Po godzinie marszobiegu w żytku mam dość!!! Przywiązuję “tropowca” do krzaka a sam wracam w żytko. A ten ugór myśliwski ujadaaaa , szczęśliwy i zadowolony z siebie. Na kolanach , centymetr po centymetrze przeszukuje zyto co chwila zdejmując kolejną część garderoby. A słoneczko świeci i grzeje niemiłosiernie. Ono sie nad głupota nie lituje. Poddałem się około 15-j Brudny, zlany potem, wykończony i pokonany ...poległem w życie. Gdzieś się ulotniła moja pewność siebie. Jak zbity , zebrałem na swojej trasie kamizelkę, koszule i co tam jeszcze zdejmowałem, odwiązałem szczekającego burka i żałośnie wróciłem do domu. Wieczorem zadzwoniłem do Lecha. Własnie wrócili znad morza, jutro po pracy spróbujemy, obiecał. Rudy, choć nie bez trudu znalazł mojego odynca. Dzik zaległ jakieś 700-800m od miejsca gdzie go strzelałem i tam został. Po około 30 h leżenia w bagnie, w upale, pozostało tylko przywieźć na miejsce łowczego i .... ŁS-110. Stasiu ocenił wagę podał termin do kiedy życzy sobie widzieć wpłatę, ja odciołem gwizd z orężem i wykopałem dla pięknego zwierza płytki grób. Oręż nie wisi na deseczce. Oprawiłem fajki w stare srebro i zakłada je teraz na szczególne okazje kurcza a czasami bez okazji, ..... jak chce mnie wkurzyć. O drugim zdarzeniu opowiem Wam kiedy indziej .dziś mi sie już nie chce. Pozdrowienia darek

Autor: ajwa  godzina: 21:37
No może jeszcze zdradzisz gdzie kula weszła? DB.

Autor: Falconarius  godzina: 21:46
Ad. bary Masz talent ;) Ciekawie się to czyta.....a jakie pouczające ;)))))))))) Falconarius

Autor: ŚmieJan  godzina: 22:06
Niestety mam podobne zdarzenie, tyle że z przelatkiem......... Łaziliśmy za nim z teściem jak Mohikanie, ale po około 4 km straciliśmy trop. Mam teraz GP, i priorytet dla nas to "farba"... Chyba że sprawdzi się i w zagrodzie ;)

Autor: gavron  godzina: 23:51
Bardzo fajnie się czytało no ale no właśnie gdzie dostał?