DZIENNIK
Redaktorzy
   Felietony
   Reportaże
   Wywiady
   Sprawozdania
Opowiadania
   Polowania
   Opowiadania
Otwarta trybuna
Na gorąco
Humor
PORTAL
Forum
   Problemy
   Hyde Park
   Wiedza
   Akcesoria
   Strzelectwo
   Psy
   Kuchnia
Prawo
   Pytania
   Ustawa
   Statut
Strzelectwo
   Prawo
   Ciekawostki
   Szkolenie
   Zarządzenia PZŁ
   Przystrzelanie
   Strzelnice
   Konkurencje
   Wawrzyny
   Liga strzelecka
   Amunicja
   Optyka
   Arch. wyników
   Terminarze
Polowania
   Król 2011
   Król 2010
   Król 2009
   Król 2008
   Król 2007
   Król 2006
   Król 2005
   Król 2004
   Król 2003
Imprezy
   Ośno/Słubice '10
   Osie '10
   Ośno/Słubice '09
   Ciechanowiec '08
   Mirosławice '08
   Mirosławice '07
   Nowogard '07
   Sieraków W. '06
   Mirosławice '06
   Osie '06
   Sarnowice '05
   Wojcieszyce '05
   Sobótka '04
   Glinki '04
Tradycja
   Zwyczaje
   Sygnały
   Mundur
   Cer. sztandar.
Ogłoszenia
   Broń
   Optyka
   Psy
Galeria
Pogoda
Księżyc
Kulinaria
Kynologia
Szukaj
autor: Piotr Gawlicki06-02-2006
Model a zwierzyna drobna

Artykuł redaktora Łowca Polskiego w nr 02/06 opisuje sukcesy koła łowieckiego w Austrii, które na 2300 ha posiada 5000 zajęcy, z czego rocznie pozyskuje 40% na polowaniach w kotły o rozkładach ponad 1000 sztuk w ciągu dnia. Zagęszczenie zająca rzeczywiście imponujące, bo prawie 220 sztuk na 100 ha, a więc dziesięciokrotnie więcej niż zagęszczenie w najlepszych polskich łowiskach przywołnych kilka stron dalej w tym samym numerze ŁP. Ma więc czym się chwalić 23 członków tego austriackiego koła, które zaprosiło na polowanie Andrzeja Wierzbieńca, a ten wszystko opisał, uatrakcyjnił swoimi fotografiami, a czytelnikom przekazał kilka refleksji, które warto zderzyć z prozą życia setek kół PZŁ, które w swoich polnych obwodach łowieckich chciałyby uzyskiwać choćby 10% takich rezultatów z prowadzonej przez siebie gospodarki łowieckiej.

Główną refleksją autora jest przekonanie, że gospodarka łowiecka oparta na żmudnej i wytężonej pracy społecznej, bo tak gospodarują austriaccy w tym obwodzie, może przynieść bardzo wysokie efekty. Nie trzeba być specjalnie spostrzegawczym, żeby odczytać z tej refleksji przesłanie płynące do polskich myśliwych: w istniejącym modelu polskiego łowiectwa, możliwe jest radykalne podniesienie liczebności zwierzyny drobnej, tylko trzeba w kołach dać z siebie dużo więcej pracy. Spróbujmy zastanowić się, czy teza ta jest prawdziwa i czy w naszej sytuacji możliwe jest powielenie sukcesów tego austriackeigo koła. Spójrzmy jednak na problem trochę szerzej, niż proponuje Andrzej Wierzbieniec, nie tylko przez pryzmat tego czy innego modelu, ale również przez inne uwarunkowania, nie mające związku z modelem łowiectwa w danym kraju.

Opisując i dokumentując gospodarkę łowiecką w austriackim kole, autor zauważa, że w obwodzie co 400 - 600 m znajdują się remizy, szerokie na od 3 do 10 m i długie na ca 1000 m, dające zwierzynie nie tylko osłonę i bazę żerowa, ale również możliwość bezpiecznego przemieszczania się. Pomysł doskonały i ze wszech miar polecany w każdym z publikowanych u nas programów polepszenia warunków bytowania zwierzyny drobnej. Tylko jak go zrealizować w realiach naszej gospodarki? Pomijam koszty i nakład pracy, bo te mogłyby być również poniesione przez nasze koła, ale proszę powiedzieć, na czyich gruntach remizy te można byłoby tworzyć? Czy na prywatnych uprawach rolnych właścicieli 10 - 20 ha ziemi, czy może na wielkoprzemysłowych uprawach obejmujących kilkaset i więcej hektarów. Zwolennicy prywatyzacji obwodów łowieckich krzykną głośno, że prywatni właściele, w których ręce oddamy gospodarkę łowiecką, stworzą jeszcze więcej remiz niż austriacy. Zapominają tylko, że na 2300 ha, będzie u nas średnio popnad setka właścicieli, z których może jeden, może dwóch będzie zainteresowanych gospodarką łowiecką, a nawet ci nie bardzo będą chcieli przeznaczyć znaczącego procent swoich gruntów rolnych pod remizy, żeby uzyskać ich zagęszczenie podobne do tego z koła austriackego.

Myśliwi austriaccy przy każdej rozmowie z autorem podkreślali, że sprawą najważniejsżą jest redukcja drapieżników. To samo mówią myśliwi polscy, tylko że głos naszych myśliwych jest głosem wołających na puszczy, a dodatkowo, z każdej strony atakowanym przez wszystkie kręgi społeczeństwa. Zamiast tępienia lisów, mamy program ich szczepienia i witaminowego wzmacniania. Zamiast redukcji łasicowatych, obserwujemy nie tylko ich wzrost liczebny, ale pokazywanie się nowych ich gatunków. Zamiast ochrony zwierzyny drobnej przed drapieżnikami skrzydlatymi, mamy naukowe badania, wskazujące jak mały procent ich bazy żerowej stanowią np. zające. Temu ostatniemu nawet wcale się nie dziwię, bo jeżeli mamy zagęszczenie 1 zajaca na 100 ha, to jak się ma nim najeść przez cały rok kilka kruków, wron, srok, gawronów, nie licząc klasycznych skrzydlatych drapieżników. A co robią austriaccy myśliwy? Stosują dozwolone prawem pułapki na lisy, łasicowate i wszystkie krukowate. Czy w Polskich warunkach możliwa jest chociażby dyskusja na ten temat?

Trochę naiwnie brzmią zapewnienia autora, przeznaczone pewnie do szerszego kręgu czytelników jego publikacji, że stosowane przez austriaków pułapki nie ranią i nie zabijają zwierząt, a pułapki są kontrolowane przez myśliwych, będących pod szczególnym nadzorem ekologów. Brzmi to pięknie i pozostaje tylko zapytać, czy złapane szkodniki są przekazywane do ZOO, a może są wychowywane do zmiany sposobu żywienia i wypuszczane na wolnosć? Nie ukrywajmy, zwierzęta te są zabijane, a jeszcze dużo wody w Wiśle spłynie, zanim uzyskamy prawo redukcji gatunki nie posiadających swoich naturalnych wrógów, żeby chronić i rozwijać typowe w Polsce gatunki zwierzyny drobnej, stanowiącej obecnie naturalny pokarm istniejących drapieżników.

Ostatnią obserwacją dokonaną przez autora, jest stosowanie na dużych obszarach w Austrii, np. powiatu, polityki ekologicznej Unii Europejskiej. Zgodnie z nią rolnicy zrezygnowali ze stosowania większości środków chemicznych, w zamian za co otrzymują znaczące dopłaty unijne. Czy ktoś w Polsce słyszał o takich dopłatach dla Polskich rolników, a czy polityka rolna naszego państwa ma takie pro-ekologiczne priorytety?

Andrzej Wierzbieniec szczegółowo przedstawił sposoby, dzięki którym opisywane koło myśliwych austriackich osiąga tak doskonałe efekty. Szkoda tylko, że wnioski jakie wyciągnął są tak powierzchowne i tak mało mające związku z rzeczywistą sytuacją, w jakiej gospodarkę łowiecką prowadzą polscy myśliwi. Polskim myśliwym nie trzeba przy każdej okazji wkładać do głowy, że tylko dzięki modelowi mogą polować, bo zdecydowana ich liczba o tym wie i nie trzeba tego na każdym kroku przypominać. O wiele więcej dla polskiego łowiectwa mógłby Łowiec Polski i ZG PZŁ zrobić, występując głośno i zdecydowanie w sprawach, które austriacy potrafili w swoim kraju uregulować, dzięki czemu ich gospodarka łowiecka w obszarze zwierzyny drobnej kwitnie, a nasza jest w ciągłym regresie.

Możliwe sukcesy osiągane w gospodarce łowieckiej, w tym odwrócenie trendu obniżania się populacji zwierzymy drobnej, nie są prostą funkcją tego czy innego modelu, ale przede wszystkim szerszego spojrzenia na ochronę przyrody, określenia jej priorytetów, przyjęcia długofalowych programów i w końcu ich konsekwentnej realizacji. To, że w Austrii możliwe jest uzyskanie populacji 220 zajęcy na 100 ha nie jest ani prostą zasługą takiego, czy innego modelu, ani ilości pracy włożonej przez członków konkretnego koła łowieckiego, tylko efektem stworzenia w tym kraju takich uwarunkowań w obrzarze szeroko pojętej ochrony przyrody, że praca myśliwych może przynieść wymierne efekty. Na takie właśnie, albo podobne rozwiązania, czekają polscy myśliwi i należy mobilizować organy Polskiego Związku Łowieckiego, żeby swój wysiłek koncentrowały nie tylko w obronie modelu, ale parły do takich samych rozwiązań, które w Austrii pozwalają z sukcesem rozwijać gospodarkę łowiecką zwierzyną drobną.




11-02-2006 18:19 Tomek S Pewnie takich efektów u nas osiągnąć się nie da w najbliższym czasie z powodów opisanych przez Admina ale choćby część tego sukcesu przeniesiona na nasze grunty już będzie satysfakcjonująca. Wyznaczajmy sobie drobne cele realizaując je stopniowo. Moim zdaniem sporym problemem jest nastawienie większości polskich myśliwych oraz powszechny brak szacunku i uznania dla łowów na drobną zwierzynę i wynikający z tego brak zainteresowania pracą dla jej dobra. W moim kole na ok. 60 myśliwych aktywnie zaangażowanych w dokarmianie ptactwa, odstrzał drapieżników i patrolowanie rewirów na terenie dwóch polnych obwodów jest może 10 myśliwych. Natomisat w trzecim obwodzie, zasobnym w grubą zwierzyną akwtyność członków koła jest nieporównanie większa. Jestem przekonany, że większa liczba zaangażowanych myśliwych w przypadku obwodów polnych przełożyła by się na poprawę sytuacji ptactwa i zajęcy. Kilku myśliwych tego nie zrobi na 10000 ha.
08-02-2006 09:16 Rolnik Andy masz racje, ja uważam, że znacznie trudniejsze dla myśliwych, co wynika z całej dyskusji na Forum.
To przecież PZŁ okopał się i czeka do ostatniego zająca, bo przecież jegoć jest. Dodam, że aktualne prawo cementuje ten układ. Pat i koniec.
DB
07-02-2006 21:11 ANDY Rolnik,
ja cenię świadomość i tzw. rzetelna opinię: napisałeś- z pracy w łowisku muszą mieć satysfakcję dwie podstawowe zainteresowane strony, a więc myśliwi i rolnicy. A jak zgoda, to On zawsze rękę poda. Tak na mój słaby rozum ,łaczy sie to z mymi przemyśleniami . Zainteresowany finansowo i po prostu po ludzku własciciel nie powinien gonić mysliwych a znimi się dogadać . To przecież jego grunt moze być zródłem dochodu dla niego i możliwosci uprawiania ukochanej pasji dla innych . Cholera to takie trudne.
Pozdrawiam
07-02-2006 14:43 Rolnik ANDY, masz rację, że tak duża koncentracja nie wszędzie jest możliwa, gdy patrzyłem na zdjątka to widziałem bardzo żyzną ziemię. Może sie mylę, to autor reportażu niech mnie skoryguje.
Mnie też nie odpowiadałyby takie polowania, jak mówisz ubojnie.
Główny problem, to sprawa porozumienia.
Z pracy w łowisku muszą mieć satysfakcję dwie podstawowe zainteresowane strony, a więc myśliwi i rolnicy.
A jak zgoda, to On zawsze rękę poda. Piszę konspiracyjnie, żeby nie wyszło,że kogoś uraziłem.
DB
07-02-2006 13:54 ANDY Tak na szybko to można pokusić sie o ochronę istniejących remiz i nieużytków . A wykonać to można chyba jedynie przez ich przejęcie (tam gdzie można) lub wykupić . Niestety wykupienie gruntów przy 10 letnich dzierżawach i z perspektywą w 2007 roku podpisania nowych umów o bliżej nie sprecyzowanych kosztach i oczekiwaniu na zmiany póki co chyba nie znajdzie zwolenników . Wymaga to jescze jednej niebagatelnej koniecznieczności , wyłożenia na to funduszy . Są koła bogate , takie które mają lokaty i konta ale też sa takie , u których wymaga to wyłożenia żywej gotówki , gotówki wyciągniętej z kieszeni .Na pewno również koła łowieckie musiały by wejść w ścisły kontakt z właścicielami gruntów , czy to w formie umów czy po zmianie uwarunkowań prawnych , bezpośrednich wpłat na konto spółek włascicielskich . To zupełnie nowa sytuacja , całkowicie wywracajaca to co do tej pory mieliśmy . I chyba taka dyskusja , już , na szybko winna się pojawić w PZŁ równolegle z dywagacjami na temat statutu . Pokazywanie obcych wzorów jest na pewno ciekawe , ale czy ten twór z Austrii , jakkolwiek obiecujacy dla niektórych myśliwych , tak do końca oczekiwanym jest . Przecież w efekcie tych starań wynonywane są 1 ,2 polowania rocznie i koniec - przygotowanie bowiem polowania też kosztuje . Zwierzyna idzie do skupu , ten wypłaca kasę i strzelba na kołek . 23 mysliwych w jeden dzień pozyskuje średnio 50 zajęcy na głowę , może jest to ciekawe , dla mnie niezupełnie , bardziej kojarzy mi się to z ubojnią .Czy tak duża koncentarcja zwierzyny nie rodzi kłopotów związanych z chorobami w dłuższym okresie czasu , degeneracją . Ten przykład to raczej łączenie zajęc na codzień wykonywanych w związku z pracami na roli a przy okazji wydłubanie dodatkowych pieniędzy . Zgoda ,że uzyskiwanych sporym nakładem pracy ale i też większość z nich wychodzi po prostu z chałupy i trzepnie w łeb kolejnego lisa czy kunę złapaną w paści a przy okazji podsypie do karmnika czy nęciska .Nikt nie wnosi o odszkodowanie - etc. Czy taki obraz można przenieść na cały kraj i wszystkie grunty . Szczerze wątpię , raczej to pokazuje ,że coraz mniej myśliwych w sposób jak do tej pory będzie w obwodzie miało jakąkolwiek możliwość polowania i pewnien model po cichu ustąpi miejsca innym rozwiązaniom.
07-02-2006 09:47 wars Szanowny kol.Piotrze.
Zdaje sobie sprawę że łatwo jest "opisać" innych ,łatwo jest oceniać, bardzo łatwo jest dyskutować. Ale według mnie najtrudniej jest coś samemu w łowisku zrobić, namówić do ciężkiej pracy innych kolegów.
Byc wzorem gospodarza łowiska. Podany przykład gospodarowania przez mysliwych z Austri jest tylko przykładem że mozna wiele osiagnąć jak wszyscy w tym przypadku 23 ludzi pracuje a nie oglada się na innych.
Wpuścić w te łowisko nas a po sezonie nic by nie zostało, nie tylko zwierza ale i tych urzadzeń, które austriacy zbudowali. Prasa ma za zadanie pokazywać dobre i złe przykłady. Dobre aby były wzorcem ,a złe aby były przykładem jak nie należy gospodarować. Więc Koledzy weżmy się do pracy.Podglądajmy wiec innych i wyciagajmy wnioski a to co jest możliwe realizujmy u siebie. Powodzenia w pracy w łowisku.
Darz Bór.
Wars
07-02-2006 09:17 Rolnik Witam ponownie. Przeproszę tylko Alee.... i do rzeczy.
Panowie, oczywiście, że wszędzie jest to niemożliwe, tak jak i w pozostałych sprawach.
Natomiast powiedzcie sami, czy jest to możliwe w sytuacjii, gdy do obwodu trzeba dojechać czasami i po paręset kilometrów?
Czy można ogrom pracy zlecić do wykonania straznikom i czy zdajemy sobie sprawę z tego ile by to kosztowało?
Czy można baz zainteresowania rolników wdrożyć dziłania rolnosrodowiskowe wymienione w reportażu?
To więc jaką siłę sprawczą mogą mieć apele i zalecenia PZŁ i inych?
Czy broniąc własnego monopolu na spacer po pustych polach nie działamy na szkodę społeczną? Krócej - ograniczamy produkcyjny potencjał polskiej ziemi i to dla produktu, który w Europie posiada najwyższą cenę poza ,,ziołami"?
DB

07-02-2006 08:57 aarcim Po przeczytaniu wszystkich komenyarzy zapewne dojdziemy do wniosku, że problem jest nadzwyczaj złożony. Nie da się wszystkich działań rozciągnąć na cała Polskę ale w pewnych rejonach zwierzyny drobnej powinno być znaczne więcej. Zawsze chodzi o pieniądze, których wiecznie brakuje. Ponieważ jestem starym myśliwym pamiętam czasy obfitości bażanta w moich obwodach. Narzekamy na przeszłość komunizmu, ale w przypadku łowiectwa wiele decyzji było trafnych i nie patrzono na koszty i deficyt produkcji. Tak było z hodowlą bażanta. Wszystkie koła obowiązkowo zasiedlały bażantami łowiska część kupując a część bezpłatnie otrzymując. W tej chwili w OHZtach prowadzi się produkcje bażantów tylko do bezpośredniego odstrzału i to nie będę precyzował w jaki sposób. Natomiast chodząc po terenach dumnie nazywanych ośrodkami hodowli zwierzyny trafiamy na pustynie. Ostatnio dużo mówiło się o zagrodowej hodowli zająca. Może OHZy zajęłyby sie tym problemem. Równolegle trzeba rozpocząć akcje zwalczania szkodników mimo protestu ekologów, którzy widzą tylko jedną stronę medalu a do tego protestować jest zawsze najłatwiej.
07-02-2006 03:27 Spring  Osiagniecie takiego stanu zajecy jak w przytoczonym przykladzie w Austrii nie musi byc mozliwe i napewno nie jest mozliwe w kazdym rejonie, ale ta proba pokazuje, ze poprawa jest mozliwa i ze moze sie to oplacac. Bylo by bardzo dobrze by wladze krajowe i wladze okregowe zamiast zajmowac sie umacnianiem swojej urzedniczej pozycji, wywarly nacisk czy tez tylko koordynowaly i zachecaly KL do tego typu dzialania. Czy wolno nam czekac az bedzie mozna zredukowac drapiezniki,az zaistnieja inne sprzyjajace oklicznosci, IHMO nie mamy na to czasu. Kiedy nie ma dzialania w tej dziedzinie wladz PZL, nalezy na poziomie KL wziasc sie do pracy, a wladze nekac zadajac opracowania jakiegos spojnego programu.Kiedy czyta sie dyskusje na portalu, to tutaj rowniez widac, ze tematy zwiazane z chodowla, urzadzaniem lowisk sa tematami marginalnymi, a szkoda bo takie dyskusje przyniosly by wiele wiecej pozytku, niz dyskusje czy prezes, albo inny lowczy to kawal sk....a.
06-02-2006 20:37 Wiesław Nitka Kordelas napisał komentarz odzwierciedlający również w dużej mierze moje przekonania. Wspomniał sprawę funkcjonowania Ośrodków Hodowli Zwierzyny. My jako Związek czynimy spore nakłady inwestycyjne w działalność Ośrodków. Zakupujemy działki, domy, magazyny, grunty i inne czynniki potrzebne do realizacji działalności hodowlanej. Wstawiamy tam kadrę pracowniczą na dobrych warunkach płacowych. Dysponując takim kapitałem powinniśmy skierować nacisk na reprodukcję zwierzyny drobnej. Nawet niech to bedą "adoptowane" zajace, kuropatwy, bazanty. Ale będą. I przeżyją jeśli sposób hodowli będzie odpowiedni. Jeżeli będziemy zajmować się organizowaniem wystawnych polowań dla wąskiej grupy myśliwych i bedzie to w praktyce główne zadanie ośrodka to powinien on zmienić nazwę na stosowną a napewno już nie na hodowlaną. Pisałem już wcześniej że uważam za konieczne podporzadkowanie OHZ pod dyspozycję Okregów. Nadzór moze sprawować ZG. Jest po prostu potrzebna jawność finansowa w naszym Związku co może spełnić skierowanie działań na samorzadność regionalną w rece tych których bezposrednio szeregowi członkowie powinni wybierać ( i w konsekwencji rozliczać ). I tak nie sposób uciec od tematu zmian strukturalnych w naszym Zwiazku.

Pozdrawiam całą Brać łowiecką. DBWN
06-02-2006 19:09 Hubert1 Jak mówiłem to nikt nie wierzył...
Jestem przekonany że przy naszym podejściu do łowiectwa (patrz: nie strzelam lisa, bo czekam na byka, etc.)jest to nie wykonalne, bo oni (austryjacy) o zwierzynę dbaja/hodują, a w Polsce nadal tkwi nostalgia do polowań w dzikich borach...i trzeba jasno sobie powiedziec, że mówimy i mówimy ale mało kto coś robi w tym kierunku.
I jeszcze zazdrosne komentarze jak u kogoś w kole leży na pokocie 15 kogutów czy 50 zajęcy.
Do roboty panowie.

DB
06-02-2006 16:39 Desperado Od dziesięcioleci się mówi o tej sytuacji tak jak pisze Kordelas, i niewiele robi w tym temacie bo zrobić wszystkiego się nie da, i wszystkiego załatwić się nie da. Po prostu
Winne stanu rzeczy zmiany środowiskowe w niektórych rejonach krajów ulegają poprawie i tam też poprawie ulega stan zwierzyny drobnej tzn. zająca który mając dobre optymalne dla siebie warunki terytorialne skutecznie bytuje nawet pod drapieżniczą i kłusowniczą presją.
Nie mając odpowiedniego pola dającego możliwośći bytowe zwierzynie drobnej niewiele da redukcja drapieżników, ściganie kłusownictwa, dokarmianie, itp.
Po raz kolejny się tu przywołuje Austrię.
Pisał o polowaniu w tym kraju bodajże Szymon, okraszając szczegółowy opis zdjęciami.
Trzeba powiedzieć sobie wprost że na tym terenie zadziałał cały zespół czynników pozwalających na eksplozję zająca. Cały zespół który według mojego punktu widzenia nie jest możliwy do zrealizowania na naszym gruncie. I nigdy nie będzie.
Skutecznego panaceum na dzień dzisiejszy nie ma. Jedyne co to zalecenia.
06-02-2006 14:50 Rolnik Piotrze, to może połóżmy się na marach i czekajmy na koniec świata?
Wiesz dobrze, że można inaczej.
DB


06-02-2006 14:18 Kordelas Powiedziałbym, że gorycz i nadzieja bije z Twojego felietony Kolego Piotrze i trudno sie nie zgodzić z wyrażona przez Ciebie opinią. O spadku populacji zwierzyny drobnej mówi sie w Polsce od dziesięcioleci i od dziesięcioleci nie robi się w tej sprawie nic, albo prawie nic. Bo co to za polityka władz PZŁ, które za ciężkie pieniądze sprzedają kołom łowieckim w celu zasiedleń zajace z hodowili klatkowej, nieprzystosowane do życia na wolności, karmione sztuczną paszą, które w zetknięciu z naturalnym pokarmem dostają najzwyklejszej SRACZKI i które złapać może raczkujące niemowle, nie wspominajac o kłusowniku czy też lisie lub innym drapieżniku.Tymczasem wiele jeszcze kół łowieckich dokonuje odłowów zajęcy i wysyła je przez pośredników na zachód m.in. do Austrii. Brak spójnej polityki restytucji zwierzyny drobnej wypracowanych metod hodowlanych i programów, które to w sposób długofalowy winny być opracowane przez wadze PZŁ są niewątpliwie jedną z przyczyn tak złej sytuacji populacji zwierzyny drobnej. A przecież od dziesiątek lat w ramach struktury PZŁ kłują nas w oczy tzw. OHZ-ty. PZŁ posiada wyspecjalizowane Stacje Badawcze i wydawałoby sie, ze wszystko winno byś OK. Tymczasem ręce opadają.
Czemu służy funkacja łowczego powiatowego? Czyż to nie on winien koordynować we wspołpracy z nadleśnictwami programy hodowlane. Wiadomo, że zasiedlenia zajęcy, kuropatw, bażantów nie mają najmniejszego sensu jeśli odbywać się będą w ramach jednego, czy dwóch obwodów łowieckich. Taką introdukcją, by był choćby cień szansy na jej powodzenie, musi być objęty obszar co najmniej kilku sąsiadujacych ze sobą obwodów - kilkadziesiat tys. hektarów Niemniej prawda jest też taka, ze Koła łowieckie we własnym zakresie nie robią nic, albo prawie nic. Jest to spowodowane okolicznościami, które wymieniłeś w swoim artykule, ale prawda jest też taka, że można we własnym zakresie polepszyć bytowanie zwierzat w łowisku tylko tego trzeba CHCIEĆ.
W tym miejscu chciałbym Cię Kolego Piotrze prosić o opracowanie ankiety i umieszczenie jej w Łowieckim z zapytaniem kolegów o podjęte przez ich koła działenia mające na celu poprawę warunków bytowania zwierzyny w łowisku w ostatnich np. 10 latach. Jestem przekonany, że nad wynikiem będzie można płakać.

Na koniec taki oto obrazaczek:
W dniu wczorajszym jechałem z Poznania do Kościana.Kilkanaście kilometrów przed Kościanem zauawżyłem jakieś skrzydlate drapieżniki, prawdopodobnie byłuy to myszołowy włochate, ale nie jestem pewien. Najpierw było ich kilka sztuk czatujacych na przydrożnych drzewach i słupach,potem kilkanaście, a w okolicach miejscowości Czacz kilkadziesiat tych ptaków. W drodze powrotnej zwracałem uwagę na żerujące ptaki. Postanowiłem sprawdzić czym sie tak raczą. Na 9 sprawdzonych przypadków przedstawiało się to tak:
1) w jednym pozostałości padliny zajaca
2) w sześciu świeżutka KUROPATWA
3) w dwóch świeżutkie kury BAŻANTÓW

Nie jestem pewien, ale te drapiezniki to nie nasze rodzime ptaki, lecz ponoć przybysze z północy Europy, które na wyżerkę przyleciały do Polski. Za szpony tych drapieżników w latach sześćdziesiatych i poczatku lat siedemdziesiatch mój ojciec z PZŁ otrzymywał darmową amunicję, dzisiaj za ukatrupienie takiego paskuda można z PZŁ wylecieć , ot co.
06-02-2006 13:20 Krakus Nie sposób odrzucić zasadniczy wniosek Kol. Piotra Gawlickiego. Głównym hamulcem restytucji stanów zwierzyny drobnej jest faktycznie brak jakiegokolwiek pomysłu na przywrócenie zachwianej równowagi w środowisku. Niestety tekst felietonu (zapewne w sprzeczności z intencją autora) sugeruje, że na poziomie kół łowieckich, w obecnych warunkach nie można zrobić niczego w celu poprawy stanów ilościowych zajęcy, kuropatw czy bażantów. Zrobić możemy sporo, w prawie każdym obwodzie łowieckim są jeszcze miejsca na założenie remiz, znajdą się również rolnicy skłonni udostępnić fragmenty mniej atrakcyjnych rolniczo gruntów. To, że lisy są szczepione i „witaminizowane” nie oznacza, że nie należy ich strzelać, nie potrafimy również skutecznie polować na kuny, szopy i jenoty. Skrzydlate drapieżniki są na razie całkowicie bezpieczne, ale im więcej będzie remiz tym łatwiej będzie drobnej zwierzynie chronić się przed nimi.

Szukaj   |   Ochrona prywatności   |   Webmaster
P&H Limited Sp. z o.o.