|
autor: Piotr Gawlicki 14-07-2025
Kto zarządza łowiectwem w Polsce?
|
Paweł Gdula, wieloletni redaktor naczelny Łowca Polskiego, opublikował na portalu Wildmen artykuł Myśliwska Patologia w Sieci. Choć patologię w PZŁ i kołach łowieckich wskazuję i piętnuję bardzo często, to nie tym chcę się tym razem zająć.
Jeden z fragmentów artykułu, odbiegający od jego tytułu, skomentowałem na profilu FB Wildmen i wywiązała się miedzy mną i autorem ciekawa dyskusja, która pozwala poznać różnicę, pomiędzy tym, co o polskim łowiectwie mówią ludzie PZŁ działający blisko Nowego Światu, a rzeczywistością jaką widzą szerokie rzesze członków PZŁ.
Jak twierdzi autor przywołanego wyżej artykułu, zdecydowana większość polskich myśliwych nie podziela słów o polowaniu tłumaczonym jako "zrównoważone zarządzanie", czy też o ochronie przyrody przez myśliwych i zupełnie inaczej widzi "zarządzanie łowiectwem", w którym PZŁ widzi siebie jako zarządzającego i przekonuje do tego ludzi nie zorientowanych o niuansach łowiectwa w Polsce.
Nasza dyskusja na FB z bieżącego tygodnia poniżej.
Piotr Gawlicki
Pawle, podniosę inny temat Twojego artykułu, zobrazowany cytatem:
...."Pokazując polowania, można tłumaczyć, czym jest zrównoważone zarządzanie."....
Wytłumacz prostymi słowami, co oznacza w Twoim rozumieniu polowanie jako "zrównoważone zarządzanie". Pojęcia tego używasz często, w tym chcąc pokazać przewagę polskiego łowiectwa nad europejskim, co przejmują też ludzie z Nowego Światu, ale dla masy składkowej to pojęcie zupełnie nieznane. Nie występuje w żadnych dokumentach kół, nie pada na walnych zgromadzeniach i nie zajmują się nim zarządy kół.
W tym kontekście nie widzę jakiegokolwiek sensu używanie tego pojęcia w promocji polowania, bo niczego nie wnosi i jest tylko propagandową nowomową, mająca otumanić naszych przeciwników, żeby czasem nie pomyśleli, że polowanie to po prostu zabijanie zwierzyny, której nadmiar występuje w środowisku i robimy to dla przyjemności współzawodnictwa z naturą.
Paweł Gdula
Drogi Piotrze wiem że tego nie akceptujesz, więc w kilku zdaniach...
Zrównoważone zarządzanie zwierzyną, to ochrona przyrody i racjonalne użytkowanie zasobów naturalnych - które opiera się na wiedzy naukowej, etyce i współpracy z innymi grupami w tym między innymi z: leśnikami, rolnikami, wędkarzami, czy ornitologami.
Definicja mówi o użytkowaniu gatunków łownych i ich siedlisk w sposób, który nie prowadzi do spadku różnorodności biologicznej. W praktyce oznacza to, że myśliwi nie nastawiają się na maksymalną eksploatację, ponieważ ich celem jest utrzymanie zdrowych i stabilnych populacji. Monitorują ich stan zdrowia, przyrostu zrealizowanego i struktury wiekowej, co pozwala ustalić zrównoważony plan odstrzału.
Myśliwi współpracują z instytutami badawczymi, aby opierać swoje działania na najnowszej wiedzy i poprawiać warunki bytowania zwierzyny, ale również skutecznie zwalczać gatunki obce i minimalizować szkody wyrządzane przez zwierzynę w rolnictwie oraz leśnictwie, co jest kluczowe dla budowania pozytywnych relacji z lokalnymi społecznościami.
W zrównoważonym zarządzaniu bardzo ważne jest - jeśli nie najważniejsze – tzw. „uczciwe polowanie”, gdzie zwierzyna ma szansę ucieczki, a myśliwy dąży do szybkiego i humanitarnego jej uśmiercenia.
Piotr Gawlicki
Pawle, czego ja niby nie akceptuję? Zgadzam się z Twoim pięknym wyjaśnieniem definicji zrównoważonego zarządzania zwierzyną i jedyna moja uwaga, to że nie ma ono żadnego przełożenia na rzeczywistość polskiego łowiectwa. Ale po kolei.
Piszesz, ..."ochrona przyrody i racjonalne użytkowanie zasobów naturalnych - które opiera się na wiedzy naukowej, etyce i współpracy z innymi grupami w tym między innymi z: leśnikami, rolnikami, wędkarzami, czy ornitologami."...
Niczego takiego nie ma w działalności Polskiego Związku Łowieckiego i to nie tylko dlatego, że działaczom Związkowym do głowy takie działania nigdy nie przyszły, ale przede wszystkim dlatego, że polskie prawo nie przewiduje takich działań ani dla struktur PZŁ, ani dla kół łowieckich. Realizacja planów odstrzału, głównego obowiązku łowiectwa wynikająca z ustawy, nie wymaga od myśliwych żadnej wiedzy naukowej, ani żadnej współpracy z leśnikami, rolnikami, wędkarzami, czy ornitologami. Jest plan odstrzału narzucony przez ALP i wykonywany przez dzierżawców lub zarządców obwodów łowieckich, za którego nie wykonanie grozi o parę groszy wyższa tenuta dzierżawna. Również etyka to pusty frazes, najlepiej zaprezentowany przez byłego prezesa NRŁ Pawła P., a o tym trochę więcej niżej.
Jeżeli uważasz, że jest inaczej, to zaprezentuj uchwały Twojego koła mówiące o "ochronie przyrody", "racjonalnym użytkowaniu zasobów naturalnych", albo o współpracy z ...."leśnikami, rolnikami, wędkarzami, czy ornitologami".... Żadne koło łowieckie takich działań nie prowadzi, więc to tylko puste gadanie, które przeciwników polowania do łowiectwa nie przekona, ale społeczeństwo ma otumaniać.
Piszesz dalej. ...."Definicja mówi o użytkowaniu gatunków łownych i ich siedlisk w sposób, który nie prowadzi do spadku różnorodności biologicznej. W praktyce oznacza to, że myśliwi nie nastawiają się na maksymalną eksploatację, ponieważ ich celem jest utrzymanie zdrowych i stabilnych populacji. Monitorują ich stan zdrowia, przyrostu zrealizowanego i struktury wiekowej, co pozwala ustalić zrównoważony plan odstrzału."....
Z niczym takim nie mamy do czynienia w polskim łowiectwie. PZŁ i polscy myśliwi nie mają nic do powiedzenia w sprawie określenia wielkości odstrzału, co nazywasz "eksploatacją". Nie ma też ani PZŁ, ani koła łowieckie ustawowych obowiązków wykonywania jakichkolwiek działań dla ..."utrzymania zdrowych i stabilnych populacji"..., więc nic dziwnego, że PZŁ i koła łowieckie nie monitorują w populacjach ..."ich stanu zdrowia, przyrostu zrealizowanego i struktury wiekowej"... i ani PZŁ, ani koła łowieckie nie ustalają planu odstrzału. Koła dostają od ALP roczne plany odstrzału oparte o plany wieloletnie, a gdybyś Pawle wspomniał ustawowy zapis, że to koła wykonują inwentaryzację, to kolejny raz przypomnę Tobie w jaki sposób zrezygnowałem z prezesowania kołem po 20 latach na tym stanowisku.
Nadleśnictwa i RDLP nie przyjęły inwentaryzacji jelenia w obwodach koła na poziomie jak przez poprzednie ponad 20 lat, nakazując ich 5-krotne zwiększenie. A to wszystko pod rygorem, nie zatwierdzenia rocznych planów odstrzału dla żadnej zwierzyny, w tym oczywiście dzików robiących kolosalne szkody, żądając ode mnie podpisu pod tą zawyżoną inwentaryzacją. Wszystkie koła w obszarze RDLP podpisały takie inwentaryzacje, a mój zarząd nie, przez co nie polowaliśmy 5 miesięcy, płacąc szkody, bo dziki nie strzelane miały na polach eldorado. Gdzie więc można tu mówić o monitorowaniu przyrostu zrealizowanego, struktury wiekowej i ustalaniu planu odstrzału przez PZŁ, koła lub po prostu myśliwych?
O jakiej współpracy myśliwych z instytutami badawczymi piszesz? Czy znasz koło łowieckie współpracujące w instytutami badawczymi? Może Twoje jest wyjątkiem potwierdzającym regułę, bo takich nie ma. Również PZŁ nie ma żadnej twórczej współpracy z instytutami badawczymi, a opowiadania, że ta współpraca pozwala poprawiać warunki bytowania zwierzyny, skutecznie zwalczać gatunki obce i minimalizować szkody wyrządzane przez zwierzynę w rolnictwie oraz leśnictwie, to bajka z mchu i paproci. Myśliwi odstrzałem redukują populacje zwierzyny, w tym gatunki obce, co oczywiście minimalizuje szkody, ale tak jest na całym świecie i nie trzeba dodawać do tego górnolotnej ideologii.
Rozumiem, że ponad wszystko inne w łowiectwie przedkładasz "uczciwe polowanie" i tu się z Tobą zgadzam. Zabijamy zwierzynę, więc róbmy to szybko i humanitarnie, a szczególnie zwracajmy uwagę, żeby ranną zwierzynę uśmiercić jak najszybciej, oszczędzając jej bólu i stresu. Tylko czy polscy myśliwi i PZŁ myślą tak samo? Moje osobiste doświadczenie temu przeczy. Idąc w ub. roku na zbiórkę po miocie na polowaniu zbiorowym, usłyszałem z lasu wołanie myśliwego o pomoc, bo idąc po farbie za strzelanym przez siebie odyńcem doszedł go żywego, ale bał się podejść, mając złe doświadczenie z szarży dzika w przeszłości. Podbiegłem do niego i pokazał mi dzika między drzewami w odległości ok. 30 m. Broń między miotami miałem rozładowaną, ale ten myśliwy dał mi swoją załadowaną, żeby było szybciej i z nią podszedłem ostrożnie do dzika, żeby z bliskiej odległości zakończyć jego życie strzałem za ucho.
Najciekawszy był finał tego zdarzenia, zostałem wyrzucony przez prowadzącego z polowania, przy aktywnym wsparciu prezesa i członków zarządu koła, za nie skontaktowanie się z prowadzącym, żeby uzyskać jego zgodę na oddanie strzału między pędzeniami na dostrzelenie dzika. Więcej, zarząd zrobił doniesienie do rzecznika dyscyplinarnego, który wszczął postępowanie dyscyplinarne wobec mnie. Już widzę radosny krzyk mediów i przeciwników polowania, którzy zacierać będą ręce relacjonując postępowanie przed sądem łowieckim i spodziewamy surowy wyrok, który mi się przecież należy za to "uczciwe polowanie".
Reasumując, PZŁ nie wykonuje u nas żadnych działań ani wobec zrównoważonego zarządzania zwierzyną, ani też szerzej jako "zarządzanie łowiectwem", choć takie przekonanie podczas obrad komisji sejmowej wyraziła Pani Minister Paulina Hennig-Kloska. Nie PZŁ nadaje uprawnienia łowieckie, bo robi to komisja państwowa, nie PZŁ określa granice obwodów i nie PZŁ dzierżawi je kołom łowieckim. PZŁ nie zarządza też planowaniem wysokości odstrzałów w planach rocznych i nie PZŁ tworzy plany wieloletnie, bo to domena reprezentującej Skarb Państwa Administracji Lasów Państwowych. Nie PZŁ tworzy lub zatwierdza podstawy prawne działania łowiectwa w Polsce, bo to zadanie Ministerstwa Środowiska i Parlamentu.
Jedyne co PZŁ robi samodzielnie, to korzysta z monopolu na prowadzenie szkoleń dla zainteresowanych uzyskaniem uprawnień łowieckich, co nie wiadomo dlaczego utrwalone zostało w wolnej Polsce po 1989 roku. No może jeszcze jedno robi, zbiera składki od myśliwych, żeby rządzący mieli czym opłacać stanowiska w PZŁ dla tych, dla których nie starczyło stanowisk w organach rządowych lub spółkach Skarbu Państwa. To jest podstawa działania naszego łowiectwa, dla której Bolesław Bierut powołał Polski Związek Łowiecki dekretem w 1952 roku, co postkomuna, postSB, postLWP i post MO wypromowały w Parlamencie w 1995 roku jako "najlepszy na świecie model łowiectwa".
Wierzących, że polowanie to "zrównoważone zarządzanie", a Polski Związek Łowiecki zarządza czymkolwiek w polskim łowiectwie, zapraszam do stanowczego i umotywowanego sprzeciwu wobec mojego stanowiska w tej sprawie, w komentarzach do niniejszym.
|
|
|  |

14-07-2025 20:28 | Piotr Gawlicki | To prawda Arturze, ale na szczęście nie sam PZŁ zalicza egzaminy, a powołanie komisji jest działaniem dalekim od rzeczywistego zarządzania łowiectwem. | 14-07-2025 19:23 | Artur Jesionowicz | Piotrze, na mnie nie licz. Nie doczekasz się z mojej strony „stanowczego i umotywowanego sprzeciwu wobec Twojego stanowiska”. Ja po prostu podpisuję się pod tym wszystkim, co napisałeś. Małe wątpliwości mam tylko w przypadku tego oto fragmentu Twojej wypowiedzi:
„Nie PZŁ nadaje uprawnienia łowieckie, bo robi to komisja państwowa”.
Niby racja, ale gdy uważnie wczytamy się w art. 42 ust. 4 pkt 3, ust. 6 pkt 3, ust. 7 pkt 3 ustawy Prawo łowieckie, a także w rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 28 grudnia 2009 r. w sprawie uprawnień do wykonywania polowania, to okazuje się, że tak naprawdę to przedstawiciele Polskiego Związku Łowieckiego mają tu najwięcej do powiedzenia. Gdyby było inaczej, skala lewych uprawnień, prawdopodobnie uzyskiwanych w okręgach, nie byłaby chyba tak porażająca, jak wykazała to ubiegłoroczna kontrola w okręgu ostrołęckim, skąd – pozwolę sobie przypomnieć to jedynie przy okazji i bez większego związku z meritum – na członka Naczelnej Rady Łowieckiej „wybrano" w 2023 r. Rafała Ciszewskiego, podającego się wielokrotnie przed posłami Sejmu RP za... wiceprezesa Naczelnej Rady Łowieckiej. Takiej funkcji nie przewiduje ani ustawa Prawo łowieckie, ani statut PZŁ. |
| |