DZIENNIK
Redaktorzy
   Felietony
   Reportaże
   Wywiady
   Sprawozdania
Opowiadania
   Polowania
   Opowiadania
Otwarta trybuna
Na gorąco
Humor
PORTAL
Forum
   Problemy
   Hyde Park
   Wiedza
   Akcesoria
   Strzelectwo
   Psy
   Kuchnia
Prawo
   Pytania
   Ustawa
   Statut
Strzelectwo
   Prawo
   Ciekawostki
   Szkolenie
   Zarządzenia PZŁ
   Przystrzelanie
   Strzelnice
   Konkurencje
   Wawrzyny
   Liga strzelecka
   Amunicja
   Optyka
   Arch. wyników
   Terminarze
Polowania
   Król 2011
   Król 2010
   Król 2009
   Król 2008
   Król 2007
   Król 2006
   Król 2005
   Król 2004
   Król 2003
Imprezy
   Ośno/Słubice '10
   Osie '10
   Ośno/Słubice '09
   Ciechanowiec '08
   Mirosławice '08
   Mirosławice '07
   Nowogard '07
   Sieraków W. '06
   Mirosławice '06
   Osie '06
   Sarnowice '05
   Wojcieszyce '05
   Sobótka '04
   Glinki '04
Tradycja
   Zwyczaje
   Sygnały
   Mundur
   Cer. sztandar.
Ogłoszenia
   Broń
   Optyka
   Psy
Galeria
Pogoda
Księżyc
Kulinaria
Kynologia
Szukaj
autor: czarny myśliwiec25-12-2005
w cieniu śmierci

Dzień nie różnił się właściwie od tych, jakie przepędzam ostatnio marnotrawiąc resztki młodości w idiotycznej pogoni za ułudą mającego niebawem nastąpić dobrobytu i spokoju. Do domu wróciłem około 21-ej marzyłem jedynie o prysznicu i łóżku. Ostatnio czas niezwykle przyspieszył w zasadzie co chwila czerwiec i czerwiec czyli jak dla mnie o rok więcej. Pewno i tego bym nie dostrzegł gdyby nie pamięć kilku starych i sprawdzonych choć zaniedbanych przyjaciół.

Ciepła pościel obiecywała zastrzyk nowej energii przed jutrzejszym kolejnym dniem na polu walki. Jeszcze tylko pogrzebie trochę w papierach i spać..............

Jakiś niepokój wyrwał mnie z ciężkiego i zawiesistego snu choć może bardziej można by to nazwać hibernacją. Otworzyłem nerwowo oczy i przez dłuższy moment próbowałem dogonić rzeczywistość. Ułomny tryb życia jaki prowadzę funduje mi czasem takie przebudzenia ,ale najczęściej rano kiedy łóżko zatrzyma mnie zbyt długo. Teraz jednak była noc .......rzut oka na zegarek upewnił mnie ze jest przed drugą . Żadne strzępki koszmarnego snu nie majaczyły w mojej głowie. Więc co?. Deszcz miarowo dudnił w szyby sypialni izolując mój świat od całej reszty....lubiłem taką pogodę jakoś irracjonalnie napełniała mnie spokojem. Teraz czułem jednak jakiś niepokój. I wtedy przez poszum zawiesistej mżawki dotarł do mnie ten głos. To On. Mój 15-to letni Karmel przeciągle i nostalgicznie wył za oknem. Z jego potężnego niegdyś głosu pozostał jedynie cień. Podszedłem do okna i spojrzałem w kierunku sadu. Bure tło jakie przyoblekło tą ponurą noc zrazu nie pozwoliło mi niczego dostrzec. Oczy jednak pomału przyzwyczajają się do ciemności, zwłaszcza te myśliwskie. Ujrzałem Go. Stał pod drzewem i spoglądał w moją stronę Kurde jaki on stary pomyślałem . Wydawać by się mogło, że tak niedawno ja kończyłem studia i wracając z Poznania zrealizowałem swój plan zdobycia karela. A teraz On odchodzi ....wiem to od pewnego czasu widze to w jego oczach . Myślę, że nawet ten dzisiejszy koncert jest jakąś tego pożegnania częścią. Zresztą on zawsze był księciem, potężny, niezależny, wszystkowiedzący, a jednocześnie delikatny i lojalny . Myślę, że nigdy nie będę już miał takiego psa. Zresztą On tak naprawdę nigdy nie był mój.......był mojego Ojca . Pokochali się od pierwszego spotkania, ja wylądowałem na drugim planie . Tato odszedł w styczniu tego roku . Czasem myślę ,że to nie dobrze mieć wspaniałego Ojca .......kiedy odejdzie nie da się zapełnić tej pustki. Pies wyraźnie za nim tęskni po jego odejściu zaczął zapadać się w sobie, często snuje się po domu wyraźnie go szukając. Teraz wiem, że chce iść za Nim. Ta świadomość ma w sobie coś, co daje nadzieje, że jest gdzieś ten nasz myśliwski raj. Rozbudzona wyobraźnia wypędziła ze mnie resztę senności. Pomyślałem, że pójdę i posiedzę z nim na werandzie. Wrzuciłem na plecy jakieś podręczne łachy i już byłem przed domem. Był tam przede mną. Zawsze jakoś tak umiał czytać w myślach. Przysiadłem na schodach, chwile mierzył mnie wzrokiem po czym z jękiem klapnął na moich kolanach.
- co kumplu brakuje nam Go. Nie wiesz nawet gdzie jest..... zresztą może ty wiesz lepiej niż ja.
Pies ciężko oddychał wspierając na mnie potężną kufę.

Pamiętam jak Ojciec kupił manlichera, druga broń kulowa w kole. Cieszył się jak dziecko, a ja czyściłem go pięć razy dziennie byle tylko mieć go w rękach. Jak daleki byłem wtedy od myśli ,że dzień kiedy będzie moją własnością będzie zarazem jednym z najgorszych dni mojego życia.

A ambona na sadach ............pojechaliśmy wtedy na kozy. Nasze ambony dzieliło nie więcej niż 300 m . Ale nie polowanie zaprzątało mi wtedy głowę. Sarny bezpiecznie wychodziły na pole pod moimi nogami, a ja układałem w głowie jak mam zakomunikować rodzicom, że się żenię. Na koniec oddałem jakiś paradoksalny strzał na kilkaset metrów, co nie wzbudziło zainteresowania zwierzyny , ale on już wiedział. Kiedy podszedłem do auta , rzucił krótkie
- no to wal o co chodzi;
cała przygotowana tyrada rozsypała mi się w mak wycedziłem coś w rodzaju
- wiesz nadchodzi .....taka chwila .........są takie momenty .............;
uśmiechnął się spod oka i powiedział
- dobra nie kalecz, coś czuję , że będę miał synową
Jezu jaki byłem mu wdzięczny, że tak mi to wszystko uprościł.
Z mamą to nawet nie musiałem rozmawiać ........załatwił to za mnie.

Kiedy rozpoczęła się Jego choroba coraz więcej czasu spędzał w lesie, nie strzelał dużo, ale zbierał obrazy, jakby chciał ich jak najwięcej zabrać tam ze sobą. Wiedział tak jak my, że jego klepsydra już się przesypuje, ale nigdy się nie poddał ......myślę, że bardziej dla nas niż siebie. Pamiętam taką deszczową noc, podobną do tej kiedy to piszę. Koło 24-tej zadzwoniłem do rodziców zapytać jak się czuje. Mama powiedziała, że nie wrócił jeszcze z polowania. Potelepało mnie. Padał deszcz było kompletnie ciemno od kilku godzin ...... minęły jakieś sekundy kiedy mknąłem samochodem w strugach deszczu na Jego siedzisko. Kiedy wjechałem do lasu błoto zalepiło auto aż po dach, narastał we mnie coraz większy niepokój. W końcu dojechałem. Byłem wściekły miałem mu wygarnąć ...... ale on się nie pojawiał. Mimo, że stałem 30 metrów od miejsca gdzie się go spodziewałem ..... nie było go. I nagle ulga......... mały przyduszony chorobą człowiek brnął przez pole w moim kierunku.
- Tato wyszeptałem , chcesz żebyśmy wszyscy powariowali?
- Wiesz jak tu tak siedzę to mniej mnie boli - jęknął. Nie da się opisać co wtedy czułem.

Przed śmiercią pokazał mi jeszcze coś. W ostatnim sezonie kiedy ciężko było mu już chodzić, na siłę ciągnąłem go na zbiorówki które prowadziłem. Wiedziałem jak kochał te polowania i jak potrzebował towarzystwa przyjaciół. Kiedy ustawiłem wszystkich na zbiórce i miałem wygłosić kilka rutynowych sentencji, spojrzałem na niego i na wielu innych kolegów którzy przepolowali już nie jeden sezon. Ilu ich odeszło, a dla ilu są to może już jedne z ostatnich polowań. O bezpieczeństwie na polowaniu wspomniałem zdawkowo, ale zakomunikowałem wszystkim ,że od dziś seniorzy polują bez kartek, nie pędzimy na oślep 9 czy 10 miotów, a grupa idzie tak szybko jak najsłabszy myśliwy. Bo nie ma nic gorszego niż kiedy człowiek z racji wieku, czy stanu zdrowia czuje się intruzem na polowaniu i rzuca wszystkim przepraszające spojrzenia.

Ostatnie wspólne polowanie odbyliśmy w grudniu ubiegłego roku. Była piękna księżycowa noc, a pola zabieliły się świeżym puszystym śniegiem. Przyjechałem po Niego około 22-giej.
- I co posiedzimy ze dwie godzinki w lesie? - rzuciłem zaczepnie.
- No, jakby mi trochę lepiej, możemy jechać.

Zasiadł na tzw. szklanej ambonie. Jego patent zrobiona z szyb od autobusów. Cała z wyjątkiem podłogi i dachu (miał takie niekonwencjonalne pomysły). Ja postanowiłem poszwędać się na sąsiednim rejonie. Po jakichs dwóch godzinach bezskutecznego łażenia pomału zbliżyłem się do jego siedziska. Lornetka do rąk i .......widzę, że jakieś 300 m od niego zapamiętale żeruje wataha dzików. Daleko, pomyślałem, szkoda. On był jednak mądrzejszy. Zszedł cicho z ambony i pod wiatr przez pole, ruszył prosto w kierunku dzików. Cwaniak pomyślałem , to może się udać. Dyskretnie bez jego wiedzy sekundowałem mu jakieś 50 m z tyłu. Kiedy zmniejszył odległość do jakichś 80 m ku mojemu zdziwieniu przymierzył i oddał strzał z wolnej ręki. Stanąłem osłupiały kiedy dzik po przebiegnięciu kilku kroków zrolował przez łeb. Jako, że byłem dość blisko błyskawicznie stanąłem u jego boku .

- No, no padre ma się jeszcze tą rączkę, wszystko widziałem.
- Wiem, że widziałeś ........ ja też ciebie widziałem jak mi tam z tyłu za d..ą drepczesz - oznajmił z wyraźną satysfakcją.

To były nasze ostatnie łowy i tak go pamiętam. Tych wspomnień mam jeszcze setki ,a może i tysiące wiele przebiegło mi ich wtedy przez głowę. Mogłem spać, ale pies nieoceniony towarzysz wielu moich polowań, na pożegnanie zapewnił mi jeszcze chwile refleksji, sprawił, że na moment stanąłem w biegu. Może trzeba się temu wszystkiemu jeszcze raz przyjrzeć może to ślepa droga. Wiem jedno, to dzień kiedy naprawdę pogodziłem się z jego odejściem, bo on jest tam Ojcu potrzebny ja ............. kiedyś dołączę.

PS Byłem mu to winny...................






08-07-2011 15:07Alex_andraUjmujące opowiadanie,to wielki dar przeżyć piękne chwile w łowisku z bliską osobą:)
26-08-2008 01:35Simex96jeny jakie to piękne..aż mi świeczki w oczach stanęły...cudownie to ująłeś...
12-01-2007 08:49MAX-508Czytając ten tekst aż mi serce staje w miejscu czy ten bieg za nie wiadomo czym wyimaginowanym dobrobytem ,może w takich chwilach cokolwiek zmienić???Na pewno nie piekny i wzruszający tekst jak to ktoś kiedyś powiedział "śpieszmy sie kochać ludzi tak szybko odchodzą"...
10-04-2006 23:24witingDzięki i Darz Bór.
Jeszcze nigdy, czytając myśliwskie wspomnienia, tak się nie wzruszyłem.
Chciałbym kiedyś poznać Kolegę o tak pięknej duszy.
Serdecznie pozdrawiam.
05-01-2006 23:25dwojak.
30-12-2005 20:20Cholewicki MarekWróciły wspomnienia i łezka zakręciła się w oku. Nic dodać, nic ująć- inni powiedzieli wszystko.
DB.
30-12-2005 20:03Gimliskładam wyrazy głebokiego współczucia
29-12-2005 18:59HazerZacząłem czytać Twoje opowiadanie i stało się to co musiało się stać. Przestałem gonić - zwolniłem, przysiadłem głębiej w fotelu i cedziłem każde słowo. Ja widziałem własne opowiadanie, którego nigdy nie napisałem i nigdy nie napiszę. Dziękuję.
29-12-2005 12:24julianI co tu pisać. Mam dwuch synów i obaj polują a ja mam siwe włosy i też kiedyś będę musiał odejść. Łapię się na tym jak nieraz spoglądają na mnie z troską i starają się dyskretnie pomagać. Nie martw się zachowaj wszystkie obrazy w sercu a będzie Ci lżej bo takie jest życie. Wyrazy współczucia Julian.
29-12-2005 03:03Jozef StarskiGłęboko wzruszony, nie będę się powtarzał, a podpiszę się pod tym co napisał "Cyjanek" oraz...przekazuję wyrazy wspólczucia.
27-12-2005 13:04arciszPiotrek, co mogę napisać - czytam to i to wszystko juz widzialem oczami wyobraźni... Wiesz kiedy. Może kiedyś pokażesz mi Jego miejsca...

A życie idzie dalej, jesteśmy wszyscy każdego dnia blizej Tych, co odeszli, czasami nawet bardzo blisko. Dobrze, ze nikt nie wie ile mu tych dni jeszcze pozostalo...

Jeszcze raz wyrazy współczucia...
27-12-2005 09:32KulwapWidzisz "Czarny"- od dawna wiedziałem, że masz bogatą duszę. A teraz oprócz mnie jeszcze kilka tysięcy osób o tym się przekonało....

I dobrze!
26-12-2005 10:38KuszelasTo trzeba mieć dar od Boga tak wspaniale oddać te wzruszające chwile......Darz Bór Kolego !!
25-12-2005 23:02Janusz2Tekst wspaniały, dziekuję Ci za wzruszenia jakie przeżyłem w trakcie czytania.
25-12-2005 19:28wsteczniakZaglądnąłem tu nie świadom wzruszeń. Dzień szczególny, powtarzalność zdarzeń losu, a może niemożliwość wyboru przeznaczenia skłaniają mnie do powiedzenia: dziękuję Ci. To dobrze, że mogłem coś takiego przeczytać.
25-12-2005 18:06CYJANEKJak życie potrafi pisać podobne scenariusze. Wspaniałe i wzruszające opowiadanie. Jak by było cząstką moich wspomnień. Pozdrawiam.

Szukaj   |   Ochrona prywatności   |   Webmaster
P&H Limited Sp. z o.o.